Spacerując
po lesie, ujrzałam zwierzynę. Zaczęłam ją gonić, aż nagle się
wywaliłam. "Chol*ra" - przeklęłam pod nosem. Nie jadłam od czterech dni.
Zbulwersowana podniosłam się z ziemi i pomaszerowałam dalej. Tuż przed
moim nosem spadła wiewiórka. Bez namysłu zagryzłam maleństwo i zjadłam.
Od razu poczułam obrzydzenie do samej siebie. Jestem okrutna.
Wtem usłyszałam jakieś szelesty. Z krzaków wyskoczył jakiś rozbawiony basior i wpadł na mnie. - Uważaj jak leziesz! - warknęłam do niego i wstałam otrzepując się - Sorry - zaśmiał się - To nie jest śmieszne - burknęłam - Wyluzuj mała - dalej się śmiał - No i z czego zacieszasz gębę? - byłam trochę zirytowana - daj mi spokój - i odeszłam. Nie na długo się z nim rozstałam, ponieważ już po pięciu sekundach usłyszałam jego głos - kim jesteś? - Co cie to obchodzi? - odwróciłam się do niego - A dużo, bo jesteś na terenie mojej watahy - Jakiej? - Wataha Wilków ze Wshodu. Chcesz dołączyć? - uśmiechnął się. Od dawna szukałam watahy - Czemu nie - niemrawo odwzajemniłam uśmiech. <Assuva?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.