-Arrgh... Przeklęta wataha, ja się nie
nadaję do stada!- Szedłem dalej mijając dziwnie gapiące się na mnie
wilki- Wilka nie widzieliście?!
Nie lubiłem innych wilków. Sami mnie wygnali a teraz chcą bym do nich dołączył. Ja jestem poszukiwaczem przygód a nie opiekunką dla szczeniąt.
Mijałem ciemny las, podobno zakazany, ale ja w takie bajki nie wierzę. Było tam spokojnie i cicho. Za cicho. Usłyszałem drugi głos w mojej głowie:
-"Za tym lasem jest coś dziwnego... sprawdzamy?"
-" Jasne. Tylko mnie nie zawiedźcie, postarajcie też nie wpakować mnie w kłopoty"
mocno się skupiłem a moje oczy płonęły odmiennymi barwami. Mój naszyjnik zaczął się świecić na złoty i w powietrze wzbił się nowy towarzysz.
-Wybacz Margolo dziś Sibir prowadzi
Nowy feniks wzbił się wysoko wypatrując okolicę:
-Wiedziałem że coś jest nie tak!- powiedział mój towarzysz- Ludzie! Dlatego nie wolno tu chodzić!
-Fest mi powód...
-Chyba musimy wracać, ściemnia się, w tych ciemnościach to raczej nie znajdziemy drogi...
-Coś jest nie tak... Księżyc w pełni? Tutaj? Coś się stało...
-To chyba dobrze że jest jasno?
-Tak, chodźmy musimy znaleźć jakieś miejsce na nocleg.
Szliśmy tą drogą co przyszliśmy a gdy znaleźliśmy jakąś małą grotę natychmiast rozpaliłem duże ognisko. Sibir siedział w naszyjniku razem z Margalo. Byłem głodny, ale nie raz znosiłem gorsze rzeczy. Wciąż drażnił mnie jasno świecący księżyc. To było niecodzienne, to było... przyjemne. O czym ja w ogóle myślę? I tak to nie sprawi że znów będzie dręczył mnie ten koszmar. Rubin nie żyła... i wciąż było to w jego umyśle, choć nie chciał by inni o tym wiedzieli... Zasnąłem.
******
Idę przez jakąś kolorową łąkę, Rubin leży niedaleko, idę ją przywitać. Gdy do nie podszedłem ujrzałem ją martwą...
-Walcz z tym! Spróbuj się przekonać o co chodzi w tym śnie!- mówił jakiś głos młodej wadery. Czyżby Anioł Stróż?
Podszedłem jeszcze bliżej. To było straszne, moja kochana Rubin na łące... nie żyła. Po policzku słynęła mi łza. Zauważyłem jakąś kartkę. napisane było tam coś krwią. Wziąłem kartkę i zacząłem czytać
-Kochany Aresie, byłeś dla mnie wszystkim, przepraszam.. ale widocznie nadszedł już mój czas. Pamiętaj: Zawsze cie będę...
Nie umiałem tego dokończyć. Zaś zrobił to inny głos.
-Kochać Aresie, kochać- trochę dalej była wilczyca o granatowej maści i niebieskich znamionach. To chyba ona mi pomogła. Uśmiechnęła się do mnie i zniknęła.
******
To był dziwny sen. Skończył się inaczej... Czas zapomnieć o wszystkim i znaleźć dom.
Długi marsz dawał się we znaki, ale opłacało się. Był już wieczór a ja nie jadłem nic od trzech dni. Znalazłem sporą grupkę wilków więc postanowiłem spytać czy mogę dołączyć.
-Jasne-odpowiedziała piękna, różowa wadera. Miała piękne zielone oczy i sympatyczny uśmiech.
Podobało mi się tu. Rozległe tereny, sympatyczne wilki... choć i tak nie nawiąże z nimi kontaktu.
Postanowiłem odpocząć, zjadłem i natychmiast zasnąłem.
Nie lubiłem innych wilków. Sami mnie wygnali a teraz chcą bym do nich dołączył. Ja jestem poszukiwaczem przygód a nie opiekunką dla szczeniąt.
Mijałem ciemny las, podobno zakazany, ale ja w takie bajki nie wierzę. Było tam spokojnie i cicho. Za cicho. Usłyszałem drugi głos w mojej głowie:
-"Za tym lasem jest coś dziwnego... sprawdzamy?"
-" Jasne. Tylko mnie nie zawiedźcie, postarajcie też nie wpakować mnie w kłopoty"
mocno się skupiłem a moje oczy płonęły odmiennymi barwami. Mój naszyjnik zaczął się świecić na złoty i w powietrze wzbił się nowy towarzysz.
-Wybacz Margolo dziś Sibir prowadzi
Nowy feniks wzbił się wysoko wypatrując okolicę:
-Wiedziałem że coś jest nie tak!- powiedział mój towarzysz- Ludzie! Dlatego nie wolno tu chodzić!
-Fest mi powód...
-Chyba musimy wracać, ściemnia się, w tych ciemnościach to raczej nie znajdziemy drogi...
-Coś jest nie tak... Księżyc w pełni? Tutaj? Coś się stało...
-To chyba dobrze że jest jasno?
-Tak, chodźmy musimy znaleźć jakieś miejsce na nocleg.
Szliśmy tą drogą co przyszliśmy a gdy znaleźliśmy jakąś małą grotę natychmiast rozpaliłem duże ognisko. Sibir siedział w naszyjniku razem z Margalo. Byłem głodny, ale nie raz znosiłem gorsze rzeczy. Wciąż drażnił mnie jasno świecący księżyc. To było niecodzienne, to było... przyjemne. O czym ja w ogóle myślę? I tak to nie sprawi że znów będzie dręczył mnie ten koszmar. Rubin nie żyła... i wciąż było to w jego umyśle, choć nie chciał by inni o tym wiedzieli... Zasnąłem.
******
Idę przez jakąś kolorową łąkę, Rubin leży niedaleko, idę ją przywitać. Gdy do nie podszedłem ujrzałem ją martwą...
-Walcz z tym! Spróbuj się przekonać o co chodzi w tym śnie!- mówił jakiś głos młodej wadery. Czyżby Anioł Stróż?
Podszedłem jeszcze bliżej. To było straszne, moja kochana Rubin na łące... nie żyła. Po policzku słynęła mi łza. Zauważyłem jakąś kartkę. napisane było tam coś krwią. Wziąłem kartkę i zacząłem czytać
-Kochany Aresie, byłeś dla mnie wszystkim, przepraszam.. ale widocznie nadszedł już mój czas. Pamiętaj: Zawsze cie będę...
Nie umiałem tego dokończyć. Zaś zrobił to inny głos.
-Kochać Aresie, kochać- trochę dalej była wilczyca o granatowej maści i niebieskich znamionach. To chyba ona mi pomogła. Uśmiechnęła się do mnie i zniknęła.
******
To był dziwny sen. Skończył się inaczej... Czas zapomnieć o wszystkim i znaleźć dom.
Długi marsz dawał się we znaki, ale opłacało się. Był już wieczór a ja nie jadłem nic od trzech dni. Znalazłem sporą grupkę wilków więc postanowiłem spytać czy mogę dołączyć.
-Jasne-odpowiedziała piękna, różowa wadera. Miała piękne zielone oczy i sympatyczny uśmiech.
Podobało mi się tu. Rozległe tereny, sympatyczne wilki... choć i tak nie nawiąże z nimi kontaktu.
Postanowiłem odpocząć, zjadłem i natychmiast zasnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.