Fleur
wyciągnęła mnie z jaskini do jakiegoś bzdetnego potoku. Wolałem spędzić
czas w jaskini i tam siedzieć. Przynajmniej tam było chłodno... Moje
futro zbyt szybko się nagrzewa i paruje, przez co dostaję poparzeń
słonecznych. A jest dopiero wiosna... Wylazłem z potoku i wdrapałem się
na drzewo.
- Złaź, małpo. - syknęła. - Nie będę się narażał. - Niby na co? - Na śmierć. Kiedy zbyt długo przebywam na słońcu, doznaję poparzeń które mogą mnie zabić. Ty się tam baw, a ja będę się nudził. - Chodź tu! - Bo? Weszła na drzewo i próbowała mnie zepchnąć. - Tak łatwo mnie nie zmusisz... - mruknąłem. Robiła co mogła, a ja nadal leżałem na gałęzi. - Daj sobie spokój, dobra... Zbliża się wieczór, spadam. Zeskoczyłem z gałęzi i poszedłem w kierunku jaskini. Ona mnie dogoniła. <Fleur? Brak weny...> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.